Moc kukurydzy
Bez kukurydzy nie powstanie przecież ani włoska polenta ani rumuńska mamałyga. Moje pierwsze spotkanie z kukurydzą również nie miało miejsca w Meksyku, lecz w Bułgarii. Nie pamiętam ile miałam lat, na pewno mniej niż dziesięć ale do dziś pamiętam ten nieprawdopodobny zapach kukurydzy przynoszonej w wielkich koszach i gotowanej później w mocno posłodzonej i lekko osolonej wodzie. Całkiem niedawno w uroczej restauracji nad jeziorem Blackstone w prowincji Ontario podano mi kukurydzę w dwóch odsłonach. Najpierw ugotowaną klasycznie, w kolbie, jako część jarzyny do steka. Później zadziwiły mnie słodkie ziarna kukurydzy ugotowane al dente, przyprawione słodką śmietanką z odrobiną czosnku i posypane szczypiorkiem. Proste i pyszne, bo kukurydza była wyjątkowo jasna, miękka i soczysta. Pyszna i prosta jest też kukurydza z rusztu. Potrzebne są do niej młode kolby kukurydzy. Wiek kolby poznajemy po miękkości ziaren – młode ziarna są ściśle zamknięte w liściach, zaś pod naciskiem palca radośnie tryskają kukurydzianym sokiem. Kolby oczyszczamy z liści i kładziemy na gorący ruszt lub do rozgrzanego piekarnika i opiekamy z każdej strony. Kiedy kukurydza jest już złota i miękka smarujemy ją salsą, przygotowanej z soku z dwóch lemonek, szklanki kwaśnej śmietany, soli i odrobiny pieprzu cayenne. Posmarowane kolby wkładamy ponownie na ruszt, żeby się ponownie zarumieniły. Podajemy z grillowanymi kawałkami lemonki.
Magda Gessler