Cielęca delikatność
Sprzedawało się to na pniu, w sklepach nie było niczego innego a cielęcina z racji swojej legendarnej delikatności była synonimem lepszego życia i obiecywała lepsze czasy. Dziś większość polskiej cielęciny z radością kupują od nas Włosi a my sami nie potrafimy często nawet jej dobrze rozpoznać i zamiast mięsa dwumiesięcznego cielaka kupujemy udziec półrocznego wołu i dziwimy się, że jest tłusty i żylasty. Producenci (bo trudno nazwać ich hodowcami) mięsa prześcigają się w sposobach na oszukiwanie nas a my, nie wiedząc jak odróżnić autentyczny skarb od bezczelnej imitacji dajemy się nabierać na coraz bardziej wyrafinowane metody oszukiwania nas w sklepach. Cierpią na tym również zwierzęta, bo znane mi są przypadki, w których u bydła celowo wywoływano anemię, żeby mięso po uboju przypominało z wyglądu delikatną cielęcinę. Prawdziwa cielęcina jest na wagę złota i warto o tym pamiętać podczas jej przyrządzania, bo jej smak będzie tym lepszy, im mniej zaburzymy go jakimikolwiek przyprawami. Na tym właśnie polega cała tajemnica cielęciny: nie wolno niszczyć jej delikatności ani solą ani pieprzem, grzechem będzie dodanie do niej liści laurowych czy ziela angielskiego.
Magda Gessler