Owocowe Saint-Remy de Provance
DrukujPonoć tu właśnie jak nigdzie indziej można poczuć urok Prowansji i zrozumieć dlaczego tak wielu ludzi, którzy mogą swobodnie wybierać, mieszka właśnie tu. Może wystarczy powiedzieć, że słońce świeci tu średnio przez 300 dni w roku? A może warto też wspomnieć o rozpościerających się dokoła liliowych polach lawendy, z którymi konkurują pola czerwieniejące makami?
Wszystko to są niewątpliwie jakieś zalety ale dla podróżnik poszukujący smaków, bez wahania przemknie zabytkowymi uliczkami i wiedziony słodkim zapachem trafi do Confiserie Lilamand. Drzwi otworzą się przed nim gościnnie, aby mógł na własne oczy zobaczyć jak robi się kandyzowane owoce. I nie mówimy tu oczywiście o „mieszankach kandyzowanych owoców tropikalnych” jakie można kupić w każdym markecie! Mówimy o dziełach sztuki. Sztuki doskonalonej przez 5 pokoleń, od czasu, gdy w roku 1866 Marius Lilamand, cukiernik, otworzył Confiserie Lilamand w sercu Saint-Rémy de Provence. Jego syn Justin, gdy przejął po ojcu interes, postanowił postawić na wąską specjalizację – kandyzowane owoce. Receptury ściśle tajne, niektóre przepisy pochodzą ponoć od samego Nostradamusa (być może były efektem ubocznym poszukiwania eliksiru życia?!). W każdym razie i dziś turyści muszą zgodzić się z wyjaśnieniami przewodnika, który stanowczo twierdzi, że produkcja tutejszych owoców to czysta alchemia! Prawdziwe kandyzowanie owoców polega bowiem na cierpliwym i powolnym zastąpieniu wody w nich zawartej syropem cukrowym. Najpierw owoce biorą dość długą 3-miesięczną kąpiel w syropie. Gdy są już w pełni przesiąknięte syropem nadchodzi etap glazurowania. Owoce są suszone i glazurowane tak, aby były lśniące a w dotyku miękkie. I nie są to żadne kawałki nie-wiadomo-czego tylko piękne, całe owoce. Widok truskawek, moreli, melonów kandyzowanych w całości jest niezwykły. Wszystkie owoce mają żywe kolory i wyglądają na trochę nieprawdziwe – jakby były zrobione z kolorowego szkła. Po dokładnym obejrzeniu jak powstają te cuda, turyści trafiają do butiku, gdzie zupełnie tracą głowę i zapominają o ograniczonej pojemności samochodowych bagażników. Wybór jest trudny, bo wszystko jest piękne, a oszałamiający zapach nie skłania do umiaru. No ale przecież jest tu jednak taniej, niż np. u londyńskiego Harrods’a, który stale zaopatruje się w owoce kandyzowane w Confiserie Lilamand.
Monika Węgrzyn