Polędwica Wellington

Drukuj
zdj. shutterstock
Polędwica wołowa pokryta pasztetem (np. strasburskim) z dodatkiem posiekanych grzybów owinięta ciastem francuskim została tak nazwana na cześć księcia Wellingtona – pogromcy Napoleona spod Waterloo.

Wołowina musi być lekko różowa, soczysta, w najlepszym gatunku. Tradycyjnie podaje się ją z młodymi ziemniakami i ciemnym sosem, ale na przykład w Harrodsie jako dodatek serwuje się tosty z kawiorem. Ta elegancka i pracochłonna potrawa była bankietowym przebojem pierwszej połowy XIX w. Gustował w niej również Arthura Wellesley, brytyjski książę Wellington. Był wojskowym i politykiem a sławę przyniosła mu bitwa pod Waterloo, która położyła kres napoleońskiemu podbojowi Europy. XIX- wieczne salony odetchnęły z ulgą i zajęły się bankietami, fetując zwycięskiego księcia między innymi nazywając jego imieniem polędwicę w cieście. (Poza polędwicą użyczył imienia  stolicy Nowej Zelandii i butom zwanym wellingtonami – kiedyś wojskowym a dziś kaloszom.)

Brytyjskie pochodzenie polędwicy jest jednak wątpliwe. W kuchni francuskiej była znana na długo przed narodzinami brytyjskiego bohatera. Pierwotnie było to proste ciasto z mąki i wody, którym oblepiano polędwicę, żeby się nie przypalała w pieczeniu. O prawo do autorstwa potrawy spierają się więc Anglicy i Francuzi. Również Belgowie roszczą sobie pewne pretensje - książę Wellington pokonał przecież Francuzów na ich terytorium.

Redakcja