„Jedz, módl się, kochaj” - w poszukiwaniu siebie

Drukuj
zdj. materiały prasowe
„Jedz, módl się, kochaj" Ryana Murphy'ego to adaptacja bestsellerowej książki Elizabeth Gilbert, w której autorka opisuje zupełnie niezwykły rok swojego życia. Rok, który zmienił wszystko.

Amerykanka (Julia Roberts) najpierw trafia służbowo na Bali, gdzie spotyka miejscowego mędrca. Ten obiecuje jej, że jeśli kiedyś wróci, przekaże jej całą swoją wiedzę. Liz nie traktuje tego zbyt poważnie, ale po powrocie do Ameryki widzi całe swoje życie z zupełnie innej perspektywy. Postanawia najpierw rozwieść się z niekochanym mężem. Potem związuje się z dużo młodszym od siebie mężczyzną (James Franco). Ale ciągle nie znajduje spokoju i poczucia sensu. W końcu decyduje się wyruszyć w podróż.

Zakochana w brzmieniu języka włoskiego i stęskniona za smakiem życia zaczyna swoją podróż od Rzymu. Tu czeka ją lekcja zupełnie innego życia niż to, do którego była przyzwyczajona na pełnych pośpiechu ulicach Nowego Jorku. „Dolce far niente!” tłumaczy jej gestykulując Włoch u fryzjera: „Wy Amerykanie wiecie wszystko o rozrywce, ale nie macie pojęcia o przyjemności”. Liz doświadcza słodkiego nieróbstwa, smaku neapolitańskiej pizzy, spaghetti, wina i włoskiej gościnności. Karmi się życiem.

Ale przed nią ciagle poszukiwanie siebie – pełnej i zharmonizowanej. Z Rzymu wyrusza więc do aśramu w Indiach. Zderzenie rzeczywistości z wyobrażeniami jest na początku dość rozczarowujące. Okazuje się, że poszukiwanie harmonii w medytacji nie jest takie proste. Liz zmaga się z sobą, zachwyca się indyjską estetyka przepychu, a przy okazji zaprzyjaźnia z ludźmi, których spotyka na swojej drodze. I w końcu, powoli zaczyna czuć się na właściwym miejscu.

To właśnie w zdjęciach do tej części filmu brała udział podróżniczka, Maja Pietruszka: - Mieszkałam wtedy w Dehli i dowiedziałam się, że poszukiwani są statyści do filmu „Jedz, módl się, kochaj”. To dla mieszkających w Indiach europejczyków czy Amerykanów powszechny sposób dorabiania. Przy większości produkcji bollywoodzkich zatrudnia się też białe hostessy. Brałam udział w dwóch dniach zdjęć. Ja i kilkanaście innych osób siedzieliśmy sobie przez cały dzień w przyjemnym miejscu, jedząc bardzo dobre jedzenie, na wypadek, gdyby w jakiejś scenie w aśramie potrzebne były osoby w tle. Ale w jednej ze scen medytacji z Julią Roberts siedzę przed nią – producentom sposobała się moja własnoręcznie uszyta sukienka - pasowała do scenografii – opowiada Maja. Jak przyznaje, najbardziej zadowolona z jej udziału w filmie była mama, fanka zarówno książki Elizabeth Gilbert, jak i filmu. – Po powrocie do Polski mama zaciągnęła mnie do kina – śmieje się Maja.

A tymczasem bohaterka filmu wyrusza do kolejnego miejsca – tym razem na Bali, gdzie zamierza znowu spotkać się mędrcem (medicine man). Spotkanie z nim wiele ją nauczy, ale tak naprawdę na Bali spotka wreszcie miłość. Związek z - tak jak ona rozwiedzionym - Felipe (Javier Bardem) nie będzie dla niej łatwy. Ale w końcu odbyła tę pełna przygód i nauk podróż właśnie po to, aby spotkać kogoś, komu znowu będzie w stanie zaufać. Tak, brzmi jak trochę naiwna newage’owa bajka i taki jest film Ryana Murphy’ego, ale czy nie marzymy właśnie o przeżyciu takiej bajki?

Anita Zuchora

INFO

  • „Jedz, módl się, kochaj” (Eat, pray, love), reż. Ryan Murphy, USA 2010
  • Do kupienia: www.merlin.pl  (32,49 zł, książka i film)