Semana Santa, czyli Wielki Tydzień w rytmie paso doble
DrukujJedno jest pewne – we wszystkich procesjach udziału nie weźmiemy, po prostu się nie da. Jest ich zbyt dużo. Zaczynają się już w poniedziałek. Najsłynniejsze i najbardziej widowiskowe – w Sewilli. Organizują je bractwa (konfraternie) od... kilkuset lat. Tradycja sięga bowiem XV wieku. Konfraternie związane są z parafiami – każda wystawia swoją platformę. W pochodzie mężczyźni niosą olbrzymie feretrony – zdobione baldachimami, kobiercami z kwiatów i świecami ołtarze z gigantycznymi figurami świętych. Tragarze muszą mieć sporą krzepę, bo święty ładunek potrafi ważyć nawet kilka ton. Każde bractwo ma własne stroje. Kto nie zna tej tradycji, może się przestraszyć, bo co prawda kolory i fasony są różne, ale wszystkie wyglądają, jakby ich właściciele byli członkami Ku-Klux-Klanu albo Świętej Inkwizycji. Spod spiczastych kapturów widać tylko oczy – podobno wiąże się to z czasami inkwizycji właśnie, kiedy przebrania miały zapewnić anonimowość właścicielom proszącym o odpuszczenie grzechów.
Po spacerku przez miasto następuje uroczysty powrót do macierzystego kościoła. Jeśli zgromadzonym tłumnie widzom spodoba się Wielkie Wejście do świątyni (odpowiednio szybkie i efektowne), nagradzają ekipę gromkimi oklaskami, zupełnie jak w teatrze. Wspólne z teatrem jest też to, że trzeba bisować. Zdarza się, że ledwo żywi ze zmęczenia przedstawiciele bractwa muszą powtarzać finał kilka razy. Jest to zresztą pole do rywalizacji, – która ekipa oklaskiwana jest dłużej i głośniej, ta wygrywa.
Kto jest w tym czasie w Hiszpanii, nie ma łatwo. Bo Sewilla to punkt obowiązkowy. Ale poza tym trzeba przecież zobaczyć uroczystości Niedzieli Palmowej w Alicante, drogę krzyżową w Valverde de la Vera, koniecznie należy też wybrać się do Calandy w Aragonii na trwającą wiele godzin procesję bębniarzy. A co z Malagą? Tam członkowie Legionu Chrystusa maszerują z głowami zadartymi do góry – tę osobliwą pozę nazywają „zaglądaniem w jaja świętemu Piotrowi”.
Ale niezależnie od specyfiki lokalnej wszystkie uroczystości ociekają przepychem, towarzyszy im orkiestra i chóry śpiewające żałobne (choć wcale nieprzygnębiające) pieśni flamenco. Bywają jednak procesje z definicji mało poważne. Na przykład w Cuenca. Tam nieodłącznym elementem drogi krzyżowej jest tak zwana procesja pijaków. I to nie żadna przenośnia. Skąd taka tradycja? A stąd, że tradycyjnie Chrystusa na Golgotę odprowadzał tłum szydzących i wyśmiewających się z niego Żydów. A tych nikt nie chciał odgrywać. Sprowadzono więc z pobliskiego więzienia skazańców i spito ich na umór, by nie protestowali. Historia ta – oczywiście nie ma już więźniów, są tylko ochotnicy – powtarza się co roku.
Redakcja