Kot nie zna etosu pracy
DrukujKot, którego zobaczyłem w Indiach, i to nie za kratami w zoo, ale w bambusowym buszu, ważył blisko ćwierć tony i był rosłym młodym samcem. Dwulatkiem o wdzięcznym imieniu Chakradhara, nadanym jego tygrysiej rodzinie od rozległych łąk w centrum zajmowanego przez nią łowieckiego terytorium. Był blisko, nie dalej niż 10 metrów ode mnie. A ja, wcale nie byłem tak odważny jakby można było przypuszczać. Siedziałem bowiem na grzbiecie słonia. W najbezpieczniejszym - w relacjach z tygrysem oczywiście - miejscu jakie można sobie wyobrazić. Słoń nie atakuje drapieżnego kota, bo po co. I tak by go nie zjadł, bo jest roślinożercą. Tygrys nie atakuje słonia, bo jest za duży, za silny, za mądry i ma za grubą skórę. Więc chociaż to góra mięsa, lepiej trzymać się od niego z daleka. Chakradhara osiągnął właśnie taki wiek, w którym samiec opuszcza matkę i rodzeństwo. Wyznaczył swoje terytorium, rozleglejsze zresztą jak to u samców we zwyczaju od rodzinnego, i coraz częściej samotnie w nim polował. Po polowaniu zaś, wypoczywał. W tygrysiej egzystencji, wypoczynek zdecydowanie przeważa nad innymi zajęciami. Zwłaszcza po udanym porannym polowaniu zakończonym posiłkiem. Podstawę menu stanowi zazwyczaj przedstawiciel płochej płowej zwierzyny. A czego tygrys nie zjeść rady nie da, zmyślnie ukrywa pod liśćmi i gałęziami. Na wszelki wypadek, jakby mu w porze lunchu przyszła ochota coś jeszcze przekąsić. Na miejsce wypoczynku pręgowany bohater mojej opowieści wybrał sobie umiarkowanie gęste bambusowe zarośla na stromym zboczu niewysokiego wzgórza. Rosło tam duże, stare, silnie ukorzenione drzewo. A żeby mu było wygodniej, tygrys przytargał pod pień worek ze słomą. Skąd go wziął? Ano z zagrody dla słoni, które w Bandhavgarh są pracownikami Parku Narodowego, podobnie jak ludzie. Tyle, że w odróżnieniu od strażników, którzy na ich grzbietach przemierzają rozległy chroniony teren, nie dostają pensji ani tipsów od turystów. Jedynie karmę i słomianą wyściółkę w zagrodzie. Słonie słyną z doskonałej pamięci i ponoć latami potrafią przechowywać urazę. Jednak słoń, na którym siedziałem nie miał chyba za złe tygrysowi drobnej kradzieży. Gdy strażnik go zatrzymał, zaczął spokojnie skubać bambusowe pędy, zdając się w ogóle nie zwracać uwagi na pręgowanego drapieżnika. Idylla nie trwa jednak wiecznie. Sięgając po odleglejszy pęd, słoń poślizgnął się i narobił rumoru strącając trochę kamyków. Zanim złapał równowagę, kota nie było. Kiedy jednak kilka godzin później znowu zawitałem w to miejsce, siedział z łapą wspartą na zdobycznym worku jak gdyby nigdy nic. Jedynym sygnałem, że obchodzi go to co się dzieje w otoczeniu były tylko szeroko otwarte oczy, skierowane na słonia i - siłą rzeczy - na mnie.
INFO
Podglądanie tygrysów ze słonia w PN Bandhavgarh przez cały dzień kosztuje 10 tys. rupii (1 PLN - 17,7 INR). Wymaga zgody władz parkowych, a ponieważ załatwienie zajmuje około 2 tygodni, trzeba procedurę rozpocząć przed wyjazdem (w przypadku korzystania z usług biur podróży, zlecić im również to). Zwiedzanie Parku jeepem załatwia się u parkowych bram i kosztuje pięciokrotnie taniej. Gdy strażnicy znajdą tygrysa oferują podchodzenie do zwierzęcia na słoniu - wypada dać im za to przynajmniej 1 tys. rupii. Na miejscu - oficjalnie - płaci się także za fotografowanie i filmowanie. Zawsze trzeba też być przygotowanym na tipsy, które wszyscy i za wszystko ochoczo przyjmują. Strony parkowe: www.bandhavgarh-national-park.com