Biały klasztor

Drukuj
zdj. Paweł Wroński
W odległości niespełna 6 kilometrów bułgarskiego od Mełnika, ku wschodowi, wznosi się Rożeński Monastyr o białych ścianach.

Tak naprawdę, białe są przede wszystkim mury otaczające budowlę, bo podobnie jak domy w Melniku i okolicy, zbudowano je z drewna i kamieni, a potem - odwiecznym obyczajem - pobielono. Okalają one szczelnie cały kompleks, a do wnętrza prowadzi jedynie niewielka acz solidna brama. Znać, że w przeszłości, rezydujący tu mnisi nie czuli się najbezpieczniej. Mur chronił ich przed napadami i wszelkim złem doczesnego świata. Oglądając monastyr z daleka, trudno oprzeć się wrażeniu jego osamotnienia. Surowej okolicy i obronnemu charakterowi budowli przeciwstawiono wnętrze. Dziedziniec otoczony jest drewnianymi krużgankami oplecionymi winem. Wabią soczystą zielenią smukłe cyprysy. Od wewnątrz monastyr tchnie ciepłem i spokojem, jakby był urzeczywistnieniem Raju na Ziemi. Budynki zdobią wspaniałe freski, a cerkiew kryje we wnętrzu ikony wielkiej wartości. Klasztor pod wezwaniem Narodzenia Bogarodzicy z nich słynie. Uchodzą za najcenniejsze, XVIII-wieczne malowidła na Bałkanach. Bo chociaż początków klasztoru szukać należy sześć stuleci wcześniej, a może nawet jeszcze dawniej, jak sugerują kroniki ze świętej góry Atos, z powodu najazdów i pożarów, z najdawniejszych czasów nic się nie zachowało. Echa niebezpieczeństw przekazuje jedynie legenda o najcenniejszej rożeńskiej ikonie. Przedstawia Matkę Boską i słynie cudami od czasu, gdy z obawy przed splądrowaniem klasztoru mnisi wrzucili ją w nurty pobliskiej Strumy. Woda nie tylko nie zniszczyła świętego wizerunku, ale wyrzuciła go na brzeg w Grecji, oddając w troskliwe ręce mnichów z odległego monastyru. Za ich staraniem obraz wrócił potem do Rożena. Ma swoje miejsce w ikonostasie ozdobionym misternie rzeźbionym ornamentem, pośród innych ikon o grecko-bałkańskim rodowodzie. Są znacznie pogodniejsze i barwniejsze niż malowidła z Bizancjum czy z Rusi. Jakby tworzący je artyści chwalili dzieło stworzenia z pieśnią na ustach i w sercu. A może po prostu cenili walory win z pobliskiego Mełnika. To możliwe, bo jak mi powiedział pewien mnich z klasztoru na Bałkanach: „Wszystko jest dla ludzi, byle z umiarem!”.

Więcej: www.pravoslavieto.com

Paweł Wroński