Polska, jakiej nie znałam

Drukuj
zdj. shutterstock
Ciągle zima, wciąż mamy zatem szansę na odwiedzenie najpiękniejszych polskich zakątków. Gdzieniegdzie nawet przysypanych śniegiem. Niektóre miejsca bowiem najbardziej zjawiskowe są właśnie zimą, gdy zachwycają otulone białym puchem budynki i pokryte ciężkimi czapami śniegu majestatyczne jodły.

W Szczawnicy, która dzięki rodzinie przedwojennych właścicieli skutecznie odzyskuje swoją przedwojenną moc i zaczyna coraz jaśniej lśnić na turystycznej mapie Polski, warto dotrzeć do Górnego Parku. Znajdziemy tam uzdrowisko piękniejsze od większości szwajcarskich kurortów, malowniczo położone w samym centrum cudownego parku. Modrzewie Park Hotel zachwyca architekturą, oświetleniem i odważnym połączeniem współczesności ze stylem lat trzydziestych. Urzeka gościnnością, wita nas sokiem pomarańczowym i szampanem, czerń i szarość granitów podkreśla czerwienią amarylisa. Lampy w hallu są tak duże, że w jednym kloszu zmieściłoby się pewnie i dziesięć osób. Bajkowe widoki z okien, wytworne wnętrza i dzika kuchnia dopełniają wyjątkowości miejsca. Pamiętam, że gdy ponad rok temu odwiedziłam to miejsca po raz pierwszy, to nie wierzyłam, że taką klasę mogę znaleźć w Polsce. Fantastycznie ukryte w głębi parku, przez co niezwykle dyskretne miejsce gwarantuje spokojny, zimowy wypoczynek z dala od zgiełku i szumu brudnych zimą miast. Na wschodniej ścianie Polski zajrzyjmy do restauracji Carskiej. Ostatnia stacja kolejki cara dzięki współczesności zyskała wytworną restaurację z kaflowymi piecami aż po sufit i kuchnię opalaną węglem. Historycznie to właśnie w tym miejscu pociąg wiozący cara na polowanie zatrzymywał się, żeby car mógł skosztować polskiej gościnności. Dziś restauracja Carska to przedwojenny wagon, połączony z innym, stanowiącymi pokoje hotelowe. Padający śnieg i piękna okolica zachęcają do kuligów, choć może niekoniecznie przez granicę białoruską, do której z restauracji Carskiej jest niezwykle blisko. Na koniec najpiękniejszy zimą nadmorski kurort, czyli Sopot. Przepiękny Sopot, z tysiącem lamp i restauracjami pysznymi jak we Francji. Najsmaczniej u Philippe’a w Petit Paris, w której niezwykły właściciel, tęskniąc za wyrafinowaną kuchnią francuską, docenia najlepsze aspekty polskiej sztuki kulinarnej. Ten niezwykły i na pierwszy rzut oka karkołomny mariaż, w wykonaniu Philippe’a Abrahama okazuje się być prawdziwą eksplozją smaków, aromatów i kolorów. Polska jest smaczna, elegancka i wytworna. Przyjemnie jest móc pomyśleć, że w coraz większej liczbie miejsc czujemy się dziś znacznie lepiej, niż gdziekolwiek indziej na świecie.

Magda Gessler

Materiał pochodzi z miesięcznika Kaleidoscope nr 1/2013.