Ogórek polski, wileński, niemiecki…

Drukuj
zdj. shutterstock
Ogórek powinien być zielony. Nic odkrywczego? To dlaczego proponują nam żółte! Powinien być twardy i pokryty kolczastymi wypustkami. To znak, że jest świeży. Latem interesują nas tylko takie, polskie, gruntowe ogórki.

Moją ulubioną wersją jest ogórek po wileńsku. Obrane ogórki przekrawamy wzdłuż, usuwamy nasiona i polewamy delikatnym, lipowym miodem. Spożywamy w rozkoszy pod obłędnie pachnącą, kwitnącą lipą. Pikle – zapomniana forma ogórka – są znakomitym dodatkiem do cieniutko krojonej pieczeni cielęcej podawanej na zimno z własną galaretką. Nie potrzeba już żadnych przypraw poza odrobiną czosnku i cebulki dymki. Fantastyczna sałatka niemiecka, przyrządzana z krojonych w plasterki ogórków kiszonych, siekanej białej cebuli, krojonych jabłek i płynnego miodu. Do tego trochę soli i pieprzu i jesteśmy w szwabskim niebie. Pamiętam, że smakowała mi też odmiana tej sałatki przyrządzona ze świeżych ogórków, choć nie była tak dobra, jak ta z kiszonych. Większość Polaków spożywa jednak surowe ogórki pod postacią mizerii. Ciekawa sprawa, że o mizerii każdy w naszym kraju myśli inaczej. W Poznaniu na przykład z nieznanych mi powodów dodaje się do niej cebulę... Gdzieś kroi się ogórki grubo, gdzie indziej cienko. Tu kroi się w skórce, tam porządnie obrane. Moja ulubiona mizeria to taka pokrojona cienko, zatopiona w kwaśnej śmietanie z koprem, odrobiną octu, cukru, soli i pieprzu. Z czasów PRL pamiętamy mizerię mocno octową, zmiędoloną i sflaczałą. Ani to dobre ani wykwintne, choć przekonałam się niedawno, że ciągle jeszcze istnieją w Polsce zwolennicy tak podanej mizerii. Nie potrafię tego zrozumieć nawet biorąc poprawkę na sentyment do smaków dzieciństwa.

Magda Gessler