Marakuja pomidorowa

Drukuj
zdj. shutterstock
Ilekroć odwiedzam Maderę, moją szczęśliwą wyspę, od razu zaczynają otaczać mnie wszystkie barwy świata a nos zalotnie drażnią najpiękniejsze tego świata zapachy.

Wśród nich upajający aromat owoców rośliny o nieco makabrycznej polskiej nazwie „męczennica”. To passiflora, której jadalnym owocem jest marakuja. Madera może poszczycić się dwudziestoma ośmioma gatunkami tego cudownego owocu. Różnią się między sobą nie tylko smakiem i zapachem ale również znacząco różnią się od siebie wyglądem. Marakuje na Maderze mają wszystkie możliwe kolory i formy. Sprzedające je na targu panie uprawiają w związku z tym dziwny rytuał – z przekrojonych w poprzek owoców nabierają (przy pomocy zdecydowanie niejednorazowych łyżeczek ) po odrobinie miąższu z każdego rodzaju i umieszczają próbki na nadgarstku potencjalnego klienta. Soczysty miąższ owoców natychmiast nas plami, bo ma dość rzadką konsystencję a do tego jest nieprawdopodobnie słodki. Rytuał sprzedawców marakui na Maderze pozwolił mi zorientować się, że najbardziej plamiący jest miąższ marakui cytrynowej, pochodzący z pięknego, żółtego, ogromnego owocu, którego pomarszczona skórka jest najlepszą oznaką dojrzałości. Marakuja którą ubóstwiam to marakuja pomidorowa. Wygląda jak dziesięciocentymetrowy pomidor pelati, choć jej zakończenia bardziej przypominają polską śliwkę. Słodycz pysznego, czerwonego miąższu można docenić tylko wtedy, gdy owoc jest bardzo dojrzały.

Magda Gessler