Gorzowskie szparagi

Drukuj
zdj. shutterstock
W Europie szparagi już dawno przestały być wyrafinowaną zachcianką bogatych mieszczan i stały się po prostu produktem komercyjnym, którego producenci, tak samo jak wszyscy inni, walczą o każdego klienta.

Europa szparagi uwielbia, szczególnie Niemcy, którzy jak nauczyli się jeść szparagi w XVII wieku, tak wciąż nie mogą przestać. Spargelfest w Manheim przyciąga tysiące miłośników „białego złota”, bo tak poetycko określa się szparagi nad Renem. Wszystko to piękne, tyle tylko, że nie smakują mi specjalnie. Wolę szparagi z Kraju Basków i to wcale nie ze względu na ich wielkość (w okolicach Pampeluny pojedyncze sztuki osiągają rozmiary małego pytona) a sposób ich podawania. Baskowie bowiem nie podają szparagów na świeżo, tylko marynują w ogromnych słojach ze słoną wodą. W całej Hiszpanii zresztą szparagi podaje się głównie na zimno, jako klasyczną przystawkę, podobnie jak polskiego tatara czy śledzia w oleju. We frankistowskich restauracjach, w swoim czasie, namiętnie podawano marynowane espárragos con mayones. Podczas jednej z Kulinarnych Rewolucji, przeprowadzanej w Ośnie Lubuskim, podano mi szparagi niemalże prosto z kopca, pyszne, przyrządzone „na letnio”, ze świeżą miętą i parmezanem. Byłam zaskoczona jakością i lekkością tej potrawy. Delikatność jej smaku i wykwintna estetyka zniewoliły mnie zupełnie. Moją błogość spowodował nie tyle sposób podania, co genialna jakość samych szparagów. Pochodziły z plantacji w pobliskim Gorzowie Wielkopolskim. Mamy w Polsce naprawdę dobre szparagi, nauczmy się je szanować.

Magda Gessler