Bar Przystań, czyli rybka z widokiem na morze
Drukuj
Trafić tu łatwo, należy iść plażą w kierunku Gdańska aż dojdzie się do łódek wyciągniętych na piasek. Za nimi ładny budyneczek baru. Nieliczni spośród turystów pamiętają, że jeszcze kilkanaście lat temu było to miejsce delikatnie mówiąc niezbyt przyjemne. W zachęcającej bryle budynku i stylowych wnętrzach nikt niewtajemniczony nie rozpozna byłego miejskiego szaletu. To miejsce miało bowiem niebywałe szczęście. Trafiło na Bruno Wandtkego, wybitnego architekta oraz właścicieli tyleż upartych co uważnych. W księdze gości czytamy: „Miałem ogromne szczęście i honor trafić na tak fascynujący temat oraz to, że Panowie Tadeusz i Maciej, właściciele i inwestorzy tego obiektu w najdrobniejszych szczegółach posłuchali moich rad i zaleceń oraz to, że wiernie zrealizowali autorski projekt dodając od siebie swoje wielkie... serce! Miło jest usłyszeć od wybitnych osobistości i zwykłych gości, że pawilonik "Baru Przystań" nawiązuje do charakteru i klimatu dawnej architektury "plażowej" sopockiego kurortu, że wpisał się w nadmorski krajobraz!
Pragnę zauważyć, że "Bar Przystań", kapliczka rybaków w intencji „o szczęśliwy powrót" oraz Przystań Rybacka, do niedawna miejsce zaniedbane i zapomniane od szeregu lat, dziś stanowi prawdziwe odkrycie na mapie Sopotu, należy do tych nielicznych „MIEJSC MAGICZNYCH” do którego „walą" zarówno mieszkańcy Sopotu jak i goście z całej Polski.” Tak Bruno Wandtke wpisał się do księgi pamiątkowej w roku 2001, czyli 7 lat po otwarciu Baru Przystań. Rok 2001 był dla miejsca przełomowy z powodów kulinarnych. Nowe wyposażenie (specjalny piec ciśnieniowy) pozwoliło na wprowadzenie do menu ryb pieczonych. Układa się je na pergaminie i piecze bez dodatkowego tłuszczu. Pieczone rybki stały się hitem, podobnie jak legendarna już zupa Rybaka i tatar z łososia z kawiorem i oliwkami. Nie dalej jak wczoraj dane mi było po raz kolejny przekonać się, że Bar Przystań trzyma się standardów jakości. Po godzinie wiosłowania w kajaku, i całym dniu zwiedzania rzuciliśmy się na ślicznie wyglądające i równie smaczne co ładne przystawki. Był słynny tatar i rolada z łososia ze szpinakiem. Zupa gęsta, aromatyczna i niezwykle smaczna – jak zawsze. Na finał pieczone rybki. Prosto z pieca. Jeszcze nie ma sezonu, więc nie czeka się długo. Budynek jest zbyt mały jak na swoją popularność i w sezonie kolejki są zmorą tego miejsca. Przyjęto tu jednak zasadę, aby nie piec ryb „na zapas". Ryba nie może czekać na klienta, to klient musi poczekać na rybę. Ale warto!
A gdy już rybka wyląduje na stole delektujemy się nią patrząc na morze, plażę, rybackie kutry, sylwetkę sopockiego mola, klif orłowski i Port Gdański. Przy linii horyzontu suną statki, mewy drepczą po plaży. To jeden z tych momentów w życiu, gdy cisną się na usta słowa Fausta „trwaj chwilo, jesteś piękna.”
Monika Węgrzyn