Krucha doskonałość

Drukuj
zdj. shutterstock
Być może zaskoczę Państwa stwierdzeniem, że dla mnie w kuchni miarą prawdziwej klasy jest prostota przepisów, a o stopniu wyrafinowania decyduje jakość produktów. Z pewnym smutkiem konstatuję, że zatraciliśmy gdzieś swoją tożsamość kulinarną i w jej poszukiwaniu miotamy się między kuchniami całego świata. W nadziei znalezienia smaku doskonałego gubimy to, co jest tuż obok, tylko wydaje nam się zbyt banalne, żeby po to sięgać.

Pochylmy się zatem dziś nad kruchym ciastem. Jest tego warte. 250 gramów mąki, 150 gramów porządnie schłodzonego masła, pokrojonego w kostkę, jedno jajko i pół łyżeczki soli. Wysypujemy wszystkie składniki na stolnicę. A, no tak, nie mają Państwo stolnicy... Mało kto jej dziś używa... Wobec tego wysypujemy wszystko na blat i dokładnie siekamy nożem. Tak, siekamy, nie zagniatamy. Inaczej, ciasto nie wyjdzie. Jeśli się porządnie przyłożymy do pracy, to po pięciu, sześciu minutach otrzymamy przyjemną, ziarnistą konsystencję. Teraz pozostaje nam tylko zlepić całość w kulę, zawinąć w folię i schować do lodówki.

Po kilku godzinach decydujemy, co chcemy z ciastem zrobić. Po rozwałkowaniu możemy wyłożyć nim spód tarty, możemy podzielić na małe tarteletki, przed Wielkanocą możemy użyć go w charakterze podstawy mazurka albo upiec słone ciasteczka do wieczornego piwa dla kolegi, który właśnie wpadł i nie chce wypaść. Tak, tak, słone. Bo jeśli chcielibyśmy zrobić słodkie ciasteczka, to do naszych składników musielibyśmy dodać cukier puder. W naszych proporcjach nie za dużo, góra dziesięć dekagramów. Uformować zgrabne kółeczka i wrzucić na wyłożoną pergaminem albo tylko natłuszczoną blachę. Kruche ciasto przed włożeniem do pieca trzeba ponakłuwać widelcem, żeby się nie wybrzuszyło i piec w 180 stopniach do zrumienienia, co powinno nastąpić po piętnastu, góra dwudziestu minutach.

Bartek Wejman
Radio PiN