Zadyma w sprawie wędzarni
W trakcie negocjacji dotyczących nowych norm sprawą po stronie polskiej zajmował się resort zdrowia, który konsultował regulacje z branżą mięsną zrzeszoną w Radzie Gospodarki żywnościowej. Firmy będące jej członkami nie protestowały, ponieważ już w tej chwili spełniają normy dopuszczalności toksycznych substancji. Jest jednak grupa przedsiębiorców, którą te ograniczenia mogą poważnie dotknąć, i z którymi nikt nie konsultował unijnych restrykcji. To lokalni wytwórcy wędzonych wędlin tradycyjnych i regionalnych, którzy, co ciekawe, posiadają unijne certyfikaty chroniące jakość! Zmiana warunków i sposobu wędzenia na mniej szkodliwy będzie wymagała na nowo starania się o unijne certyfikaty. Tymczasem była możliwość negocjacji w trakcie pracy nad nowym prawem. Tylko nikt po stronie Polskiej się jej nie podjął. W czasie konsultacji zastrzeżenia zgłosiła jedynie Łotwa. W Polsce zabrakło kogoś, kto przedstawiłby interesy małych przedsiębiorców, tak jak zrobili to walczący o wędzone szproty Łotysze, którzy wynegocjowali korzystne dla siebie zmiany w przepisach. Jedno jest pocieszające, że być może polscy producenci regionalnych produktów, nie mają się czego bać bo i tak, nie wiedząc o tym, spełniają restrykcyjne normy. Póki co nikt ich nie sprawdza, bo na rynku nie ma żadnych testów badających zawartość rakotwórczego i mutagennego benzo(a)pirenu…
A kto boi się, że tradycyjne polskie wędliniarstwo zejdzie do podziemia może założyć własną wędzarnię. Wszystkie potrzebne informacje znajdzie na stronie wedlinydomowe.pl
MM